niedziela, 13 listopada 2016

Sekretna księga Dantego

Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, 344 s., Moja ocena 5,5/6
Książka doskonała, jej lektura po moim wczorajszym porannym wysiłku translatorskim była prawdziwa przyjemnością i relaksem.
Ale po kolei.
Dante Alighieri był największym włoskim poetą XIV w. i ojcem literackiego języka włoskiego. Urodził się i dorastał we Florencji, którą jednak na skutek różnych zawirowań musiał opuścić jako polityczny wygnaniec. Tułając się po Włoszech, znalazł wreszcie schronienie na dworze w Rawennie.
Kiedy w 1315 r. we Florencji ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych, Dante na znak swojej niewinności nie skorzystał z niej i pozostał w Rawennie.
Akcja książki rozpoczyna się w momencie śmierci Dantego, w 1321r. w Rawennie. Osią opowieści są zaś losy zmarłego poety i jego największego dzieła Boskiej komedii.
Dzień po śmierci Dantego do Rawenny przybywa młody medyk z Lukki o imieniu Giovanni. Od początku, gdy tylko dowiedział się o śmierci mentora i przyjaciela, Giovanni ma nieopuszczające go przekonanie, że poeta nie zmarł śmiercią naturalną. Wskazują na to przede wszystkim objawy, np. sine usta zmarłego, przerzedzone włosy etc. Giovanni uważa, że Dante był systematycznie truty arszenikiem.
Czy to prawda? Kto i z jakiego powodu miałby dosypywać truciznę do jedzenia i picia wielkiego poety? Kto chciał go zabić i jaką tajemnicę chciał przez to na zawsze pogrzebać?
Giovanni i córka Dantego rozpoczynają śledztwo. Dokąd ich ono zaprowadzi? Co odkryją? Jaki związek będą miały te odkrycia z samym poeta i jego tytułową sekretną księgą? Czym w ogóle jest owa księga? Jaki ma ona związek z Zakonem Rycerzy?
Tego dowiecie się z książki.
Powieść jest wspaniale napisana. Ogromnym atutem są liczne fakty (zarówno z życia Dantego jak i historii ówczesnej Europy) i ich niezwykle zręczne wplecenie w treść książki. Przykładem mogą być losy Dantego. Poeta ożenił się z Gemmą Donati (która jest jedną z bohaterek powieści) i miał z nią czwórkę dzieci. Najmłodsze z nich, córka Antonia wstąpiła jako dorosła osoba do klasztoru, przybierając imię Beatrycze. I to właśnie córka Dantego (Fioretti używa jej prawdziwego imienia, nie zmienia go, jak niekiedy czynią to pisarze) odegra niebagatelna rolę w rozwiązaniu śmiertelnie niebezpiecznej zagadki.
Mimo bardzo dużej ilości faktów historycznych całość czyta się błyskawicznie. Należy to zawdzięczać niezwykle sprawnemu pióru autora i swoistemu darowi snucia niezwykle barwnych, historycznych opowieści.
Dodatkowym plusem jest aura tajemniczości i ogromna ilość zagadek, które mnożą się niczym przysłowiowe grzyby po deszczu.
Fioretti ukazał w książce wielki talent, który polega nie tylko na snuciu pasjonującej opowieści, ale przede wszystkim na łączeniu fikcji literackiej z faktami historycznymi.
Jednak prawdziwym majstersztykiem i tym co mnie najbardziej urzekło, są opisy XIV-wiecznej Italii, która podzielona na wiele księstw była niezwykle różnorodnym i barwnym tworem.
Sekretna księga Dantego to doskonale napisana powieść, wciągająca, intrygująca, idealnie oddająca klimat epoki. Jestem pewna, że uwiedzie zarówno zwolenników średniowiecznej historii, jak i jej przeciwników. Powieść jest tak samo niebanalna i tajemnicza, jak losy wielkiego ojca włoskiej literatury, Dantego Alighieri.

czwartek, 10 listopada 2016

Florencka gra

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka miękka, 394 s., Moja ocena 4/6
Nie ukrywam, że rozpoczynając lekturę Florenckiej gry liczyłam na coś więcej. Może gdyby nie entuzjastyczne peany na okładce, nie byłabym nastawiona tak krytycznie, nie oczekiwałabym epokowego kryminalnego dzieła. Po raz kolejny potwierdza się teoria, iż wydawcy powinni sobie darować wszystkie ochy i achy przy wprowadzaniu nowego autora na nasz rynek.
Sama fabuła jest ciekawa. Miejscem rozgrywek na linii policja - tajemniczy zabójca jest stolica Toskanii, przepiękna Florencja. Trzeba autorowi przyznać, iż opisane przez niego miasto, wszystkie jego zakamarki, uroki (ale i wady) sprawiają, iż Florencja i tak już rozsławiona na świecie za swój urok, jeszcze zyskuje (o ile to oczywiście możliwe).
Głównym bohaterem jest komisarz Michele Ferrara, mieszkający w przepięknym mieszkaniu ( z magicznym widokiem na rzekę Arno), kochający żonę, celebrujący rodzinne posiłki (ach te opisy toskańskich przysmaków) i dzielnie, nieustraszenie walczący z przestępcami. Tym razem na jego drodze staje psychopatyczny zabójca, który zostawia za sobą krwawe ślady w postaci kolejnych zwłok. Ekipie komisarza wydaje się pewnym, iż ujęcie sprawcy nie sprawi im większego problemu. Sami nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Na drodze staną im bowiem zarówno mafia, jak i religia. Na dodatek sprawa coraz bardziej się gmatwa, ofiar nic absolutnie nie łączy, sam komisarz dostaje na adres domowy grożne anonimy. Co łączy te rzeczy, co maja wspólnego kolejne anonimy z bestialsko mordowanymi ofiarami?
Nic więcej nie napiszę, nie zdradzę wam żadnych szczegółów.
Książkę czyta się dobrze, chociaż nie przeczę, że początek jest lekko...hmmm..ospały, jak toskańska sjesta. Jednak, gdy przez niego przebrniemy (co dzięki bajecznym opisom nie jest trudne) akcja zdecydowanie przyspieszy, aż do (nie ukrywam) zawrotnego finału.
I niby wszystko jest ok, trupy są, psychopata jest, tajemnica jest, waleczny, dzielny komisarz jest, wspaniale tło także, ale czegoś mi brakowało. Nie potrafię się zachwycić, tak jak sugerują to napisy na okładce. Niemniej lekturę książki polecam, bo jest to na prawdę dobry kryminał, tylko moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Dam jednak Giuttariemu jeszcze jedną szansę. Jestem od lat wielbicielką weneckich kryminałów pióra Donny Leon i przyznam się, iż 1. część przygód komisarza Brunettiego nie wprawiła mnie w czytelniczy zachwyt. Obecnie wielbię miłością wielką tę serię. Liczę, iż z komisarzem Ferrarą będzie podobnie.

poniedziałek, 7 listopada 2016

Owce i pasterz

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Andrea Camilleri to znany także u nas włoski reżyser teatralny oraz pisarz. Jego twórczość literacka, to głównie seria kryminałów z komisarzem Salvo Montalbano w roli głównej. Za sprawą Wydawnictwa Literackiego mamy okazję poznać inną, niekryminalna stronę twórczości włoskiego pisarza.
Owce i pasterze, to doskonale skonstruowana opowieść o historii, która wydarzyła się na prawdę. To historia zamachu na sycylijskiego biskupa i śmierci dziesięciu zakonnic. Akcja rozgrywa się latem 1945 roku.
Wtedy na Sycylii (nie bez kozery kojarzonej do dziś z siedliskiem zbrodni, korupcji i przestępczości) został postrzelony biskup miasteczka Agrigento, Giovanni Battista Peruzzo. Jego jedyną winą (albo zasługą, zależy jak na to spojrzeć) było opowiedzenie się po stronie słabszych, pokrzywdzonych.
Po latach Camilleri pochodzący z Sycylii, doskonale znający tamtejsze realia, rozpoczyna swoiste śledztwo. Jednak ostrzegam tych, którzy ewentualnie w książce tej szukają typowego, rasowego kryminału. Nic z tych rzeczy. jest to raczej dobrze skonstruowana i opowiedziana historia, dalej p[oprowadzone śledztwo, ale idące takim tropem, jaki autorowi książki odpowiada.
Owce i pasterz, to jak dla mnie forma pośrednia pomiędzy opowiadaniem, kryminałem i reportażem z dużą domieszką dokumentu. Całość bardzo ciekawie skonstruowana. Historia nakreślona prostymi zdaniami, postawione wiele pytań, hipotez, często idących bardzo daleko. Nie na wszystkie pytania uzyskujemy odpowiedź. Wiele kwestii Camilleri pozostawia otwartymi.
Niewątpliwie autor próbuje po latach dociec prawdy, ustalić co tak na prawdę wydarzyło się w lipcu 1945 roku na Sycylii. Bowiem postrzelenie biskupa to dopiero początek może nie tyle tajemniczych (bo takie określenie kojarzy mi się z jakimś mistycyzmem, sferą niczym świat duchów) co dziwnych, niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń.
Ogromnym plusem książki jest język, jakim posługuje się włoski pisarz, oszczędność formy, a jednocześnie doskonale ukazany sycylijski świat. Klimaty Sycylii mogą zaskoczyć nawet osoby doskonale znające kontynentalna Italię. Dodatkowo czyni je innymi czas, w którym rozgrywa się cała historia.
Owce i pasterza przeczytałam błyskawicznie. Książka liczy niewiele ponad 100 stron. Camilleri wykonał kawał porządnej roboty. Gorąco zachęcam was do lektury.

sobota, 5 listopada 2016

Cicha fala - Gianrico Carofiglio

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Sednem, osią książki jest przede wszystkim wypalony, dojrzały policjant, który kilka miesięcy po traumatycznych przeżyciach dochodzi do siebie. 2 razy w tygodniu odwiedza psychoanalityka, zmniejsza dawki leków, powoli zaczyna cieszyć się prostymi rzeczami. W takim momencie poznajemy Roberta, oficera carabinieri.
Krok po kroku śledzimy wydarzenia, które doprowadziły męźczyznę na skraj załamania, poznajemy jego życie z okresu przed punktem zero, czyli swoistym zapalnikiem, który wywołał traumę, śledzimy to co się z bohaterem dzieje teraz.
Krok po kroku śledzimy także wydarzenia, za przyczyną których Robert wplątuje się w przedziwną, ale i groźną historię. Do tego dochodzi tajemnicza, intrygująca kobieta z reklam i 12-letni chłopiec, którego sny są niesamowicie realne, ale i groźne. Co tę trójkę łączy? Czy w ogóle coś ich łączy?
Prawdziwie mroczna, w stylu noir historia. Z tym, że od razu zaznaczam, nie jest to kryminał.
No przynajmniej nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Owszem wątek kryminalny, zbrodnia występują, ale nie w taki sposób, jak to sobie wyobraża przeciętny czytelnik.
Osią tej książki jest postać Roberta, doświadczonego carabinieri, człowieka po traumie, na rozdrożu. To na nim bazuje autor, a cała dalsza opowieść jest tylko dodatkiem (choć nie ukrywam, niezwykle zręcznym) do zaprezentowania podżwigania się człowieka z nieomal dna, wychodzenia z mroku na prostą.
Czyli cała akcja rozgrywa się wokół człowieka, którego pewnego dnia kolega policjant znajduje siedzącego przy biurku z pistoletem w ustach. Policjant opowiada, iż zastanawiał się wtedy, czy jeżeli strzeli sobie w głowę z bliska, naprawdę nie poczuje bólu, czy wtedy wszystko się skończy?! Czy gdy go znajdą, będzie leżał we własnych odchodach, jak zwłoki zamordowanych, które widział tyle razy. Czy instynktowny i nagły lęk przed śmiercią okazałby się wolniejszy niż nabój Parabellum kalibru dziewięć milimetrów, który miałby przeszyć jego mózg i roztrzaskać czaszkę.
Carofiglio ma dar oddawania mrocznej atmosfery, stopniowania napięcia, pokazywania dramatu jednostki. W tej książce stanął pod tym względem na wysokości zadania.
Brak w Cichej fali szybkiej akcji, brak pościgów, strzelanin. Jeżeli tego szukacie, to nie jest z pewnością książka dla was. Jest za to opowiedziana krótkimi rozdziałami (niczym migawkami filmu) sylwetka człowieka, jego praca w zasadzie u podstaw o odzyskanie życia i chęci do czegokolwiek, jest przemiana i walka z własnym wnętrzem i tym co dzieje się w koło.
Jeżeli lubicie dobrą, zaskakującą prozę, cenicie mocne rysy postaci, lubicie gdy nieomal osnuwa was niczym całunem mroczne napięcie, Cicha fala z pewnością przypadnie wam do gustu. Tematyka mocno psychologiczna, momentami nawet filozoficzna z wątkiem kryminalnym w tle.

czwartek, 3 listopada 2016

Carnivia- Rozgrzeszenie

Wydawnictwo Muza, Moja ocena 5,5/6
Carnivia - Rozgrzeszenie, to trzecia część doskonałej trylogii. Niecierpliwie czekałam na finałowy tom. Poprzednie dwie części trylogii bardzo przypadły mi do gustu z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze były to świetnie napisane książki, których lektura wciągała od pierwszej strony, a po drugie - uwielbiam Wenecję, a w obu tomach opisy miasta są niezwykle ważnym elementem fabuły.
Akcja tego (ku mojemu ubolewaniu) ostatniego tomu ponownie toczy się równolegle w dwóch Wenecjach: rzeczywistej i wirtualnej.
Carnivia.com to wirtualny świat, który jest wierną kopią rzeczywistego miasta na wodzie. Co ciekawe obie Wenecje istnieją równolegle, w obu można znaleźć się w każdej chwili.
Tym razem śledztwa prowadzi równolegle trójka głównych bohaterów - wenecka oficer carabinieri, twórca carnivia.com i amerykańska oficer wojskowa. Na pierwszy rzut oka nie mają one ze sobą nic wspólnego, ale to tylko pozory.
Nie będę nakreślać fabuły, nawet w zarysie. Nie ma to po prostu sensu. Śledztwa są skomplikowane, drobiazgowo opisane i w trakcie lektury należy im poświęcić sporo uwagi. Co zatem mogłabym o nich napisać w takiej notatce? Niewiele. W związku z tym postanowiłam fabuły nie nakreślać w ogóle. Chciałabym was tylko zachęcić do lektury całej trylogii. Naprawdę warto.
Muszę przyznać, iż finałowy tom trylogii jest najbardziej spektakularny jeżeli chodzi o literackie efekty specjalne, pomysłowość autora, ale także wymaga największej uwagi jeżeli chodzi o prowadzone dochodzenie. Sam finał, w którym autor przedstawia misterną, wielce skomplikowaną fikcyjną intrygę jest świetny, doskonale nakreślony i niebywale realistyczny. Jestem przekonana, iż większość czytelników po zakończeniu lektury tego tomu porządnie się zastanowi ile w intrydze i dowodach zebranych w trakcie śledztw jest prawdy, a ile fikcji.
Jonathan Holt po raz kolejny mnie porwał. Przede wszystkim zachwyca mnie doskonale oddany klimat Wenecji, miasta które uwielbiam i przynajmniej raz w roku staram się odwiedzić. Poza tym ciekawie skonstruowane śledztwa, niesamowita intryga, szybka akcja i wielokrotne zwroty fabuły. I oczywiście bohaterowie, ciekawi, niejednoznaczni, bardzo barwni.
Szkoda, że to już koniec przygód z Carnivią. Chociaż może to i dobrze... Gdyby autor kontynuował serię, w pewnym momencie istniałoby ryzyko znudzenia albo wręcz przekombinowania, pójścia na ilość nie na jakość. A tak Holt zostawił po sobie doskonałe wrażenie. Czekam niecierpliwie na nowe książki Jonathana Holta. Mam też nadzieję, że ktoś pokusi się o filmową adaptację wszystkich trzech tomów. Przy dobrym scenarzyście i reżyserze wyszedłby świetny film, ew. serial.

piątek, 16 września 2016

Za dużo słońca Toskanii. Opowieści o Chianti, Dario Castagno

Do kupienia tej książki skłoniła mnie przepiękna okładka, nazwa mojego ulubionego wina w tytule oraz poniższy cytat umieszczony na obwolucie:
"Czasem odnoszę wrażenie, że wystarczy w tytule książki umieścić słowo "Toskania", żeby edycja natychmiast otrzymała przepustkę do amerykańskich list bestsellerów. Pamiętając o tym i nie lekceważąc tych pisarzy, którzy pisali przede mną, skromnie sugeruję, że przyszedł już czas, aby autentyczny Toskańczyk też włączył się do współzawodnictwa. Napisałem więc książkę z dokładnie przeciwnego punktu widzenia: rodowitego Toskańczyka opisującego coraz większą falę rozentuzjazmowanych Amerykanów, lądujących na jego własnym przyczółku"

Dario Castagno popełnił świetną ksiażkę, która zabiera nas w pełną anegdot i historii wędrówkę po Chianti. A dodać trzeba, że autor wie, o czym pisze, gdyż od ponad dwunastu lat pracuje jako przewodnik turystów indywidualnych po regionie.
Zbeletryzowany dziennik zawiera wiele zabawnych historyjek, stawiających jego amerykańskich klientów w nie najlepszym świetle, liczne elementy autobiograficzne oraz wiele informacji o historii, kulturze i tradycjach regionu. Podczas lektury poznajemy wiele nietuzinkowych osób, odkrywamy różne tajemnice wina i toskańskiej kuchni oraz uświadamiamy sobie ogrom różnic kulturowych dzielących mieszkańców USA i Europy. A wszystko podane pięknym językiem i okraszone samokrytycznymi uwagami autora i jego niebywałym poczuciem humoru. Nie znajdziemy w tej książce opisu trudów tworzenia winnicy czy renowacji starych domostw. Jej atutem jest fachowa wiedza eksperta podparta miłością autora do swojej małej ojczyzny.
Wspaniała lektura, którą serdecznie polecam!

Na zakończenie jeszcze jeden cytat:
"Moje ulubione pytanie pochodzi od klienta, który, przeglądając mapę Włoch podczas wyprawy na wieś, zapytał, czy kangurom udaje się przeskoczyć granicę. Przez dłuższą chwilę nie mogłem się zorientować, o co mu chodzi, więc odpowiedziałem, że z pewnością żadnych kangurów nie zobaczymy. Dopiero składając mapę pozostawioną na tylnym siedzeniu, zauważyłem, że pomyliła mu się sąsiadująca z nami Austria z innym krajem, położonym o wiele dalej." (str. 186)

piątek, 2 września 2016

Cmentarz tajemnic - David Hewson

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Autor Cmentarza tajemnic, David Hewson, to także znany autor serii kryminalnej Dochodzenie. Wszystkie trzy tomy cyklu zostały napisane na podstawie duńskiego serialu The Killing. Już przy okazji lektury kolejnych tomów Dochodzenia zachwycił mnie sposób pisania Hewsona. Swoją klasę autor ponownie ukazał w Cmentarzu tajemnic, książce, która z wielu powodów bardzo przypadła mi do gustu.
Intryga rozgrywa się w Wenecji. Poza tym nic w tej historii nie jest pewne. Naprzemiennie śledzimy poczynania grupy bohaterów rozgrywające się w latach 30. XVIII wieku i współcześnie. Treścią są tajemnice, jakie od wieków skrywa Wenecja. Tajemnice te niezależnie od okresu, w jakim bohaterowie chcą je poznać, skrywają wielki sekret i jeszcze większe niebezpieczeństwo.
XVIII-wieczny sekret to kwestia twórczości rezydującego wtedy w mieście na wodzie Vivaldiego oraz Żydów, którzy zostali wykluczeni z miejskiej społeczności i umieszczeniu w getcie na jednej z weneckich wysepek.
Tajemnica współczesna, to dramatyczne zabójstwo na weneckim cmentarzu oraz sekret jaki w podziemiach jednego z pałaców na wodzie odkrywa angielski student Daniel Forster. Przybył on do miasta na zaproszenie jednego z weneckich mecenasów sztuki. Młody człowiek jest pewien, iż będzie to zarówno wyjątkowa praca, jak i niesamowita przygoda. Co do obu tych faktów nie myli się. Dokonuje on bowiem odkrycia, które może go uczynić sławnym, albo..martwym.
Hewson niespiesznie (jak to w Wenecji bywa) snuje trzy fascynujące opowieści, które z początku zupełnie ze sobą niepowiązane w pewnym momencie łączą się w zupełnie nieoczekiwany i pełen dramatów ciąg dalszy. A finał całej historii jest zaskakujący, podobnie jak Wenecja, po której wspaniale oprowadza nas autor książki.
Cmentarz tajemnic ma same plusy, poczynając od niesamowitej wprost intrygi kryminalnej, której majstersztyku absolutnie nic nie zapowiada, poprzez wielką tajemnicę, genialnie oddany klimat XVIII-wiecznego i współczesnego miasta aż po zaskakujący finał.
Nie ukrywam, iż Hewson ma odrobinę specyficzny styl pisania. Wdrożenie się w pełni w akcję zabiera kilkanaście stron. Lecz później od lektury nie sposób się oderwać.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę niesamowitą, pełną magicznego klimatu i wielkich tajemnic książkę.

czwartek, 1 września 2016

Zgubne środki - Donna Leon

Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Kolejny kryminał z mojej ulubionej serii z komisarzem Brunettim i Wenecją w roli głównej. Tym razem sprawa dotknie bezpośrednio komisarza i jego rodziny. Pewnej nocy komisarza budzi telefon - jego podwładni informują, że zatrzymali jego żonę. Kilka dni temu doszło między nimi do gwałtownej kłótni na temat seksturystyki oferowanej przez włoskie biura podróży pod szyldem "Dyskretna obsługa hotelowa. Miłe towarzystwo". Paola postanowiła zainterweniować w tej sprawie, rozmijając się nieco z literą prawa i poprzez akt wandalizmu protestuje przeciw praktykom biur podróży, które pod przykrywką organizowania wycieczek do takich krajów jak Tajlandia, czy Filipiny, zapewniają swoim klientom łatwy dostęp do zmuszanych do prostytucji dzieci. Chociaż zarówno Guido, jak i Paola wiedzą, że racja moralna jest po stronie Paoli, prawo włoskie nie zabrania jednak wycieczek zagranicznych, jakkolwiek godny potępienia byłby ich cel. Brunetti, choć podziela oburzenie wobec zawoalowanego reklamowania seksturystyki przez biura podróży, jako policjant zobowiązany jest aresztować sprawcę przestępstwa wandalizmu, a więc własną żonę. Próbując zapobiec “wojnie domowej”, a także chronić Paolę przed odpowiedzialnością karną, staje się mimowolnym wspólnikiem popełnionego przez nią wykroczenia i tym samym poważnie naraża swoją karierę zawodową. Sytuacja znacznie się komplikuje, gdy zostaje zamordowany właściciel jednego z biur podróży proponujących owe "dyskretne" wycieczki - nieuchronnie podejrzenie pada na nią. Dodatkowo pojawiają się wątki handlu przeterminowanymi, nielegalnymi lekami i ostrej pornografii. Komisarz Brunetti, mimo że został wysłany przez szefa na tajemniczy "urlop administracyjny", musi tę sprawę rozwiązać - bardzo szybko okazuje się, że jej korzenie sięgają znacznie dalej niż proceder seksualnego wykorzystywania nieletnich. Tylko czy uda się ukarać winnych?
To kolejny przeczytany przeze mnie kryminał Donny Leon i po raz kolejny jestem nim wręcz zachwycona, podobnie, jak całą serią. Co dla mnie istotne Zgubne środki podobnie, jak pozostałe kryminały autorstwa Leon, poruszają nie tylko kwestię kryminalną, ale także kwestie obyczajowe, moralne, społeczne. Wątek kryminalny w Zgubnych środkach podobnie, jak w innych książkach Donny Leon jest czymś realnym, dziejącym się obok zwykłych ludzi, historią jakich mnóstwo, historią na jaką najprawdopodobniej większość z nas nie zwróciłaby uwagi. Chociaż sama akcja w Zgubnych środkach nie należy do tych ala amerykańskich, gdzie mamy mnóstwo strzelaniny i bohaterów na zasadzie "zabili go i uciekł", to jednak jest to doskonały kryminał z wątkami społecznymi i opisami przepięknej, magicznej Wenecji. Gorąco polecam.

środa, 31 sierpnia 2016

Rzymska przepowiednia - Jon Trace

Wydawnictwo Hachette, Moja ocena 5,5/6
Kolejne spotkanie z byłym księdzem Tomem Schamanem i piękną włoską policjantką Valentiną Morassi. Początek ich znajomości autor opisał w Spisku weneckim, który recenzowałam o tutaj!!!
Akcja Rzymskiej przepowiedni rozgrywa się kilka miesięcy po wydarzeniach, które miały miejsce w Wenecji. Policyjna góra doceniła osiągnięcia Valentiny opisane w Spisku weneckim i dziewczyna dostała awans na kapitana carabinieri, jest najmłodszą (29-letnią) i najładniejszą pania kapitan w szeregach tej formacji. Z kolei Tom tułał się trochę po Europie, podejmował różne prace, dorabiał nawet jako Pluto w paryskim Disneylandzie, aż otrzymuje zaproszenie od Valentiny i udaje się do Rzymu. Zanim jednak wyląduje w Wiecznym Mieście, ma tam miejsce wydarzenie, które w znacznej mierze zdeterminuje przebieg najbliższych dni. W przedsionku rzymskiej bazyliki Santa Maria in Cosmedin przy słynnych Ustach Prawdy zostaje znaleziona odcięta ludzka dłoń. Tak sobie po prostu ta dłoń leży. Rzymska policja zostaje postawiona w stan gotowości. Niebawem na ulicy zostaje aresztowana piękna, młoda zakrwawiona kobieta, która twierdzi, że jest starożytną wieszczką, uciekającą przed złowrogą mocą...Kasandrą.
A Usta Prawdy pojawią się w książce jeszcze kilkakrotnie. Bocca della Verità to okrągły, marmurowy medalion, o średnicy ok. 175 cm, przedstawiający oblicze brodatego bóstwa. Istnieje wiele teorii na temat jego pochodzenia i funkcji. Jego wiek szacowany jest na ponad 2000 lat. Uważa się, m.in. że medalion mógł być przykrywą zbiornika na wodę, częścią fontanny lub też służyć jako pokrywa wejścia do antycznego wodociągu. Wg legendy, rzeźba pełniła funkcję wykrywacza kłamstw – podejrzany wkładał dłoń w usta, które miały zamykać się, odgryzając kończynę, gdy osoba mówiła nieprawdę.
Tom wraz z Valentiną starają się rozwiązać mroczną zagadkę. Jednak będzie to trudniejsze niż się mogło z początku wydawać. Ktoś podkłada ogień w mieszkaniu Valentiny i Tom ledwo uchodzi z życiem. Na skutek intryg przełożonego policjantka wraz ze współpracownikiem zostaje zawieszona. Mimo to Valentina wraz z Tomem nadal prowadzi prywatne śledztwo.
W międzyczasie znajdują specyficznie okaleczone zwłoki tuż nad brzegiem Tybru. Przy czym ku ich zdziwieniu okazuje się, że krew z ubrania rzekomej Kasandry to zupełnie inna krew niż ta z odciętej ręki, czy znalezionych zwłok. Wszystko coraz bardziej się gmatwa, wszystkie poszlaki nawzajem się wykluczają.
Na dodatek okazuje się, że kobieta podająca się za Kasandrę cierpi na rozdwojenie jażni.
A to tylko początek. Wpadają na trop czegoś, czego z początku nie potrafią ogarnąć, a czego korzenie sięgają 2000 lat wstecz, złotego okresu antycznego Rzymu. To jednak dopiero czubek góry lodowej, zła z którym muszą się zmierzyć, na prawdę wielkiego zła.
Ich przeciwnicy okażą się potężniejsi i bardziej szaleni niż się obojgu wydawało, a kryją się w cieniach rzymskich kościołów i gabinetach władzy.
Tymczasem ktoś odtwarza kolejne okrutne legendy z przeszłości miasta, pojawiają się kolejne trupy, zagrożenie wzrasta.
Razem z Tomem i Valentiną tropimy krwawe tajemnice sprzed wieków, spiski, wędrujemy między najwspanialszymi budowlami Wiecznego Miasta, walczymy na gotyckich placach, w majestatycznych katedrach i posępnych katakumbach Rzymu. A tempo akcji nie spada nawet o odrobinę.
Zakończenie jest zaskakujące i niezwykle smutne, okaże się bowiem, że antyczny kult służył do wyjątkowo obrzydliwych praktyk.
Więcej nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po książkę.
Bardzo podobała mi się I część cyklu o Tomie Schamanie i Valentinie Morassi, Spisek wenecki. Śmiało jednak mogę napisać, że Rzymska przepowiednia jest jeszcze lepsza. Mam nadzieję, że to nie koniec serii i z każdą kolejną książką będzie jeszcze lepiej.
Bohaterowie są sympatyczni, inteligentni. W trzon głównej akcji wplecione są odniesienia do okresu antycznego (w przypadku Spisku weneckiego byli to Etruskowie, teraz mamy okres antycznego Rzymu), przy czym historia jest tak zaserwowana, że nikogo nie znudzi, autor bardzo umiejętnie wplata co bardziej intrygujące wątki rzymskiej historii w treść książki i potrafi zbrodnie i przepowiednie antyczne przenieść na grunt XXI w. Napięcie nie spada ani przez moment. Do tego opis wspaniałego miasta, jakim jest Rzym + niebanalne zakończenie. Czego chcieć więcej? Tylko czasu na czytanie:)
Zachęcam do sięgnięcia po obie części przygód Toma i Valentiny, gdyby jednak najpierw trafiła do was Rzymska przepowiednia, śmiało czytajcie, w książce znajdziecie sporo przypomnień i nawiązań do zdarzeń ze Spisku weneckiego, na pewno nie poczujecie się zagubieni.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Rzymski poranek - Virginia Baily

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Doskonała, niezwykle klimatyczna książka. Chociaż nie ukrywam, autorka wiele razy zaskoczyła mnie. Najbardziej chyba nieszablonowym poprowadzeniem akcji, zupełnie różnym od tego, jakiego oczekiwałam.
Fabuła toczy się dwutorowo - w 1943 roku, gdy mieszkanka Rzymu ratuje z łapanki żydowskiego chłopca i kilkadziesiąt lat póżniej, także w dużej mierze w Rzymie, gdy na jaw wychodzą kolejne tajemnice powiązane m.in. z wydarzeniami z okresu wojny. Obie historie splatają się ze sobą i to nie tylko za sprawą głównych bohaterów.
Czasami przeskoki w fabule (jeden rozdział opowiada o tym co teraz, drugi o tym co było etc) są prowadzone chaotycznie, mało spójnie. Victoria Baily poradziła sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Każdy rozdział jest jakby nawiązaniem do poprzedniego, a jego zakończenie idealnie przechodzi w rozdział kolejny. Dzięki temu książkę czyta się płynnie i z wielka przyjemnością.
Rzymski poranek przypomina trochę patchwork, albo puzzle, jak kto woli. Żaden fragment historii nie jest opowiedziany ot tak wprost, jak byśmy tego oczekiwali. Owszem, historia jest nakreślona wyraźnie, ale stanowi ona szkielet, na którym snuta jest dalsza opowieść, poskładana z fragmentów, których sensu i połączenia często musimy sami się doszukać.
Trudno cokolwiek więcej napisać o książce. Fabuły ze względu na jej wielotorowość, liczne niuanse nie da się streścić, a i nie miało by to żadnego sensu. Odebrałabym bym wam tym samym radość lektury i spora niespodziankę wynikającą z tego, jak autorka poprowadziła całą akcję.
Rzymski poranek to książka, w której zanurzyłam się całkowicie i mimo sporej objętości (400 stron) pochłonęłam ją błyskawicznie.
To opowieść o losach kilkorga ludzi, w których życie wtargnęły wielka historia i zagłada. To opowieść o tym, jak każde z nich sobie z wyzwaniem rzuconym przez los poradziło, a także jak potężną siłą są: miłość, wybaczenie, nadzieja, odwaga i przeznaczenie.
Dodatkowym bonusem są opisy Rzymu, tego z okresu II wojny światowej jak i lat 70. XX wieku, rzadko spotykane w literaturze. Wszystkie włoskie opisy nakreślone są niezwykle plastycznie, wspaniałym, rzadko spotykanym w książkach językiem.
Gorąco zachęcam do lektury.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Jestem tu od wieków, Mariolina Venezia

Widniejąca na okładce podobizna małej dziewczynki o szelmowskim spojrzeniu i szerokim uśmiechu przyciąga jak magnes. Siedząca obok niej starsza kobieta stanowi przeciwwagę dla jej młodości i radości. To zdjęcie stanowi idalną kwintesencję powieści Jestem tu od wieków - książki niezwykle kobiecej.
W pozytywnym tego słowa znaczeniu ;)

W swojej powieści Mariolina Venezia zabiera czytelnika w podróż na włoską prowincję, a dokładnie na samo południe Włoch, do Apulii. To właśnie tam, w niewielkim miasteczku Grottole, mieszkał Francesco Falcone, protoplasta rodu niezwykłych kobiet, których losy, począwszy od roku 1861 wypełniają strony powieści. A ta snuje się niespiesznie, pełna plotek i pogłosek, wypełniona wrzaskiem dzieci i gadaniem kobiet. A tych jest mnóstwo: plotkarek, zdrajczyń, dziewic, puszczalskich, matek i córek, ciotek i kuzynek. Pod koniec można łatwo stracić rachubę i pomieszać Albę z Albiną albo Candidę z Cleilą.

Książka pozbawiona jest dialogów, swoją strukturą przypomina babskie opowieści toczone w kuchni przy gotowaniu albo pracach ręcznych. Kobiece problemy, troski i kłótnie: o mężczyzn, o dzieci, o pozycję w stadzie. Między nie wpleciona historia Włoch ostatniego stulecia, zmiany społeczne i rozwój państwa. Motyw emigracji do Ameryki, kwestia zacofania i biedy panująca na południu to tylko niektóre tematy poruszone przez autorkę.

Ciekawy wydał mi się fakt, że ograniczony sposób myślenia, wiara w zabobony, silny patriarchat i zacofanie charakterystyczne dla południa Włoch łatwo można porównać z problemami w niektórych regionach Polski. Mimo dystansu mierzącego ponad tysiąc kilometrów i sporych różnic kulturowych, pewne cechy wydają się łączyć Grottole i Pcim.

Książka ta wyśmienicie nadaje się na urlop we Włoszech. Niezbyt absorbująca, a jednocześnie na tyle ciekawa, by wciągnąć czytelnika. Napisana poetyckim językiem i bardzo włoska.

środa, 24 sierpnia 2016

Złote jajo - Donna Leon

Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Od lat jestem wielką fanką prozy Donny Leon i serii o weneckim komisarzu Guido Brunettim.
Złote jajo, to kryminał łączący w sobie cechy powieści społecznej, psychologicznej, obyczajowej, wątki moralizatorskie oraz elementy...przewodnika turystycznego po mieście kanałów i książki kucharskiej. Podczas lektury nieodmiennie za każdym razem leci mi ślinka, gdy czytam o tym co Paola (żona komisarza) przygotowuje na obiad, czy kolację, o tym co on na szybko zjada w ramach przekąski w tratoriach... Uwielbiam włoską kuchnię.
Nie będę opisywać fabuły, nawet w skrócie, nie ma to sensu.
Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury, a po drugie dochodzenie, które prowadzi Brunetti wraz ze współpracownikami jest tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej.
Po raz kolejny pisarka nie raczy nas klasycznym kryminałem. Co prawda mamy trupa, mamy zagadkę, ale w książce brak efektownych scen, intryga kryminalna nie zaskakuje zbytnio.
Mimo to Złote jajo bardzo mocno trzyma w napięciu, a osobom wrażliwym na los jaki jedna ludzka istota może zgotować drugiej będącej tą najbliższą, wyciśnie niejedną łzę z oczu i z pewnością poruszy.
Gdy skończyłam czytać zadumałam się na dłuższą chwilę. Leon ma dar poruszania najbardziej drażliwych dla społeczeństwa włoskiego tematów, często takich, które Włosi wypierają ze świadomości, ew. chcieliby ukryć przed światem. Dotyczy to zarówno kwestii światopoglądowych, skorumpowania i bezsensu urzędniczej machiny Włoch (co realnie można odnieść do innych krajów, także Polski) jak i zanieczyszczenia środowiska, hodowania zwierząt na zmodyfikowanych paszach i zysków, jakie są nielegalnie z tego czerpane, nadmiernej biurokracji, korupcji, oszustw podatkowych etc.
W każdej książce jest to inny temat. O co chodzi w najnowszym tomie? Tego nie ujawnię, gdyż napisanie choćby 2-3 słów o tym zdradziłoby zbyt wiele z fabuły.
Złote jajo to ponownie dobry kryminał, ale także spojrzenie na ludzkie istoty (często trudno nazwać je ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu), ukazanie najprymitywniejszych postaw, żądzy.
To także możliwość odwiedzenia Wenecji, poznania tego wspaniałego miasta niejako "od kuchni" oraz niezwykle inteligentna rozrywka.
To moja kolekcja kryminałów Donny Leon

Napisałam "inteligentna rozrywka" ponieważ cała rodzina komisarza Brunettiego będącego kluczową postacią serii, nie szczędzi nam rozmów na wysokim poziomie, inteligentnych żartów, cytatów z ciekawych lektur (często z klasyki antycznej) etc.
Po raz kolejny jestem zachwycona, ale i zasmucona, iż kolejny tom już za mną:(.
Niezmiennie zachęcam do lektury całej serii o komisarzu Guido Brunettim. Jednak ostrzegam, nie jest to lektura dla wszystkich. To pozycje, dla tych, którzy pod poza kryminałem oczekują czegoś więcej, lubią pomyśleć nie tylko nad zagadką kryminalną, ale także nad problemami otaczającego nas świata.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Weneckie lato - Nicky Pellegrino

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Zawsze sięgam po lektury, których tytuł lub fabuła powiązane są z Italią. Czasami są to lekkie czytadła, czasami pozycje popularno naukowe, a czasami mądre książki, o życiu, zmuszające do przemyślenia kilku spraw.
Weneckie lato to zdecydowanie lektura tego ostatniego rodzaju. Co ciekawsze, książka skrywająca się za beztroską z pozoru okładką okazała się mądrą, poruszającą opowieścią.
Na przykładzie głównej bohaterki, Addoloraty Martinelli, Nicky Pelelgrino ukazuje życie, które jest udziałem wielu z nas. To, iż tak wiele kobiet będzie mogło utożsamiać się z z postacią wykreowaną na kartach książki to jej ogromny atut.
Adolorata z pozoru ma wszystko - rodzinę, pracę, która ja pochłania, przyjaciół. Wydaje się więc, że do szczęścia nic jej nie brakuje. Ale to jednak tylko pozory. Po wspólnie przeżytych latach mąż nie jest już tak samo atrakcyjny, jak dawniej, kontakt z córką pozostawia także wiele do życzenia. Do tego dochodzi zmęczenie pracą, wręcz wypalenie, brak czasu wolnego, nerwowość, chaos w zakresie zwyczajnych, codziennych spraw. Znamy to? Oj wiele z nas zna i to zbyt dobrze.
Pewnego dnia Adolorata stwierdza, że tak dłużej nie da się żyć i postanawia coś zmienić. Tą zmianą jest udanie się w zupełnie nie planowaną podróż do Wenecji, miasta magii, czaru, tajemnicy, miłości, piękna. Czy ta podróż sprawi, iż bohaterka poradzi sobie sama z sobą, poradzi sobie z życiem? Czy wenecka przygoda odmieni na lepsze jej życie? Czym zaowocują zawarte w tym mieście znajomości?
Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w książce, do lektury której gorąco zachęcam. Weneckie lato jest idealne nie tylko na tegoroczne lato.
I choć fabuła brzmi może banalnie (bo ile już było książek o nagłej podróży, zmianie życia etc..) to książka z pewnością ma w sobie to coś, coś co chwyta za serce i zmusza do refleksji, chwili zadumy nad własnym życiem, nad tym, jaką drogą się podąża, czy coś nas nie omija.
Nicky Pellegrino udało się stworzyć doskonałą powieść o życiu, jego blaskach, cieniach, o tym co naprawdę się liczy, o przemijaniu i godzeniu się z nim, o łapaniu szczęścia za przysłowiowe nogi, o tym, że życie jest tylko jedno.
Ogromnym plusem książki są liczne, niezwykle klimatyczne opisy Wenecji:). Polecam.