Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Od
lat jestem wielką fanką prozy Donny Leon i serii o weneckim komisarzu
Guido Brunettim. Przeczytałam wszystkie 25 tomów serii. I ciągle mi
mało.
Doczesne szczątki
to 26. tom weneckich perypetii i kolejna książka mocno wybrzmiewająca,
wręcz oskarżycielska w kontekście tego, co dzieje się z naszym
otoczeniem, światem w 2020 roku.
Najnowszy tom serii to także kryminał i doskonała powieść socjologiczno-obyczajowa w jednym. Książka
ta łączy w sobie cechy powieści społecznej, psychologicznej,
obyczajowej, wątki moralizatorskie oraz elementy...przewodnika
turystycznego po mieście kanałów i okolicznej lagunie i książki kucharskiej.
Podczas
lektury każdego tomu nieodmiennie za każdym razem leci mi ślinka, gdy
czytam o tym co Paola (żona komisarza) przygotowuje na obiad, czy
kolację, o tym co on na szybko zjada w ramach przekąski w trattoriach...
Uwielbiam włoską kuchnię. Tym razem dodatkowym smaczkiem jest fakt, iż
Brunetti przez kilkanaście dni przebywa na zasłużonym urlopie.
Wypoczywam na jednej z wysp weneckiej laguny.
Jak
się okazuje bez mała wszystko na tej wyspie jest odmienne od tego, co
dzieje się, ma miejsce w samej Wenecji. Chodzi o zwroty językowe,
obyczaje, a także kuchnię. Świetnie oddane realia wyspiarskiego życia.
Doskonała podróż po weneckiej lagunie w zupełnie inny, a jednocześnie
bardzo podobny świat.
Nie będę opisywać fabuły, nawet w skrócie, nie ma to sensu. Po
pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury, a po
drugie dochodzenie, które prowadzi Brunetti wraz ze współpracownikami
jest tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej.
O
fabule nadmienię tylko tyle, iż komisarz Brunetti rozwiązywał już w
swojej karierze bardzo różne sprawy: od szokujących zbrodni, po drobne
przestępstwa. Jednak w Doczesnych szczątkach pochłania go coś, czym ostatnio zajął się nawet papież Franciszek. Chodzi o grzech przeciwko ekologii.
Po
raz kolejny pisarka nie raczy nas klasycznym kryminałem. Co prawda mamy
trupa, mamy zagadkę, mamy nawet ofiarę, którą skrzywdzono bardziej niż
tę, która zamordowano (tak, to jest możliwe). Jednak w książce brak
efektownych scen, intryga kryminalna nie zaskakuje zbytnio, a sprawa, a
właściwie sprawy, które pod pozorem śledczych zmagań prezentuje Donna
Leon, są bardzo na czasie i tak niestety uniwersalne, że można je
dopasować do wielu miast, krajów na świecie, nie tylko do książkowej
Wenecji.
Gdy skończyłam czytać Doczesne szczątki, zadumałam się na dłuższą chwilę.
Leon
ma dar poruszania najbardziej drażliwych dla społeczeństwa włoskiego
tematów, często takich, które Włosi wypierają ze świadomości, ew.
chcieliby ukryć przed światem. Dotyczy to zarówno kwestii
światopoglądowych jak i społecznych czy religijnych.
Doczesne szczątki to
ponownie dobry kryminał, ale jeszcze lepsza, moim zdaniem mistrzowska
książka o ludziach, ich dążeniach, najgłębiej skrywanych demonach,
obawach i tym czym złym co drzemie na dnie duszy każdego człowieka.
Tylko od nas zależy, czy to coś dojdzie do głosu czy nie, czy zrobimy
coś złego, czy nie.
Kolejny
tom przygód weneckiego komisarza to także możliwość odwiedzenia
Wenecji, poznania tego wspaniałego miasta niejako "od kuchni" oraz
niezwykle inteligentna rozrywka.
Napisałam "inteligentna rozrywka"
ponieważ cała rodzina komisarza Brunettiego będącego kluczową postacią
serii, nie szczędzi nam rozmów na wysokim poziomie, inteligentnych
żartów, cytatów z ciekawych lektur (często z klasyki antycznej) etc. Po
raz kolejny jestem zachwycona, ale i zasmucona. Pisarka wyraźnie ukazuje
jak bezdusznymi, okropnymi istotami potrafią być ludzie.
Niezmiennie
zachęcam do lektury całej serii o komisarzu Guido Brunettim. Jednak
ostrzegam, nie jest to lektura dla wszystkich. To pozycje, dla tych,
którzy od kryminału oczekują czegoś więcej, lubią pomyśleć nie tylko nad
zagadką kryminalną, ale także nad problemami otaczającego nas świata.
Włoszczyzna, czyli Włochy w literaturze...
niedziela, 15 marca 2020
niedziela, 13 listopada 2016
Sekretna księga Dantego
Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, 344 s., Moja ocena 5,5/6
Książka doskonała, jej lektura po moim wczorajszym porannym wysiłku translatorskim była prawdziwa przyjemnością i relaksem.
Ale po kolei.
Dante Alighieri był największym włoskim poetą XIV w. i ojcem literackiego języka włoskiego. Urodził się i dorastał we Florencji, którą jednak na skutek różnych zawirowań musiał opuścić jako polityczny wygnaniec. Tułając się po Włoszech, znalazł wreszcie schronienie na dworze w Rawennie.
Kiedy w 1315 r. we Florencji ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych, Dante na znak swojej niewinności nie skorzystał z niej i pozostał w Rawennie.
Akcja książki rozpoczyna się w momencie śmierci Dantego, w 1321r. w Rawennie. Osią opowieści są zaś losy zmarłego poety i jego największego dzieła Boskiej komedii.
Dzień po śmierci Dantego do Rawenny przybywa młody medyk z Lukki o imieniu Giovanni. Od początku, gdy tylko dowiedział się o śmierci mentora i przyjaciela, Giovanni ma nieopuszczające go przekonanie, że poeta nie zmarł śmiercią naturalną. Wskazują na to przede wszystkim objawy, np. sine usta zmarłego, przerzedzone włosy etc. Giovanni uważa, że Dante był systematycznie truty arszenikiem.
Czy to prawda? Kto i z jakiego powodu miałby dosypywać truciznę do jedzenia i picia wielkiego poety? Kto chciał go zabić i jaką tajemnicę chciał przez to na zawsze pogrzebać?
Giovanni i córka Dantego rozpoczynają śledztwo. Dokąd ich ono zaprowadzi? Co odkryją? Jaki związek będą miały te odkrycia z samym poeta i jego tytułową sekretną księgą? Czym w ogóle jest owa księga? Jaki ma ona związek z Zakonem Rycerzy?
Tego dowiecie się z książki.
Powieść jest wspaniale napisana. Ogromnym atutem są liczne fakty (zarówno z życia Dantego jak i historii ówczesnej Europy) i ich niezwykle zręczne wplecenie w treść książki. Przykładem mogą być losy Dantego. Poeta ożenił się z Gemmą Donati (która jest jedną z bohaterek powieści) i miał z nią czwórkę dzieci. Najmłodsze z nich, córka Antonia wstąpiła jako dorosła osoba do klasztoru, przybierając imię Beatrycze. I to właśnie córka Dantego (Fioretti używa jej prawdziwego imienia, nie zmienia go, jak niekiedy czynią to pisarze) odegra niebagatelna rolę w rozwiązaniu śmiertelnie niebezpiecznej zagadki.
Mimo bardzo dużej ilości faktów historycznych całość czyta się błyskawicznie. Należy to zawdzięczać niezwykle sprawnemu pióru autora i swoistemu darowi snucia niezwykle barwnych, historycznych opowieści.
Dodatkowym plusem jest aura tajemniczości i ogromna ilość zagadek, które mnożą się niczym przysłowiowe grzyby po deszczu.
Fioretti ukazał w książce wielki talent, który polega nie tylko na snuciu pasjonującej opowieści, ale przede wszystkim na łączeniu fikcji literackiej z faktami historycznymi.
Jednak prawdziwym majstersztykiem i tym co mnie najbardziej urzekło, są opisy XIV-wiecznej Italii, która podzielona na wiele księstw była niezwykle różnorodnym i barwnym tworem.
Sekretna księga Dantego to doskonale napisana powieść, wciągająca, intrygująca, idealnie oddająca klimat epoki. Jestem pewna, że uwiedzie zarówno zwolenników średniowiecznej historii, jak i jej przeciwników. Powieść jest tak samo niebanalna i tajemnicza, jak losy wielkiego ojca włoskiej literatury, Dantego Alighieri.
Książka doskonała, jej lektura po moim wczorajszym porannym wysiłku translatorskim była prawdziwa przyjemnością i relaksem.
Ale po kolei.
Dante Alighieri był największym włoskim poetą XIV w. i ojcem literackiego języka włoskiego. Urodził się i dorastał we Florencji, którą jednak na skutek różnych zawirowań musiał opuścić jako polityczny wygnaniec. Tułając się po Włoszech, znalazł wreszcie schronienie na dworze w Rawennie.
Kiedy w 1315 r. we Florencji ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych, Dante na znak swojej niewinności nie skorzystał z niej i pozostał w Rawennie.
Akcja książki rozpoczyna się w momencie śmierci Dantego, w 1321r. w Rawennie. Osią opowieści są zaś losy zmarłego poety i jego największego dzieła Boskiej komedii.
Dzień po śmierci Dantego do Rawenny przybywa młody medyk z Lukki o imieniu Giovanni. Od początku, gdy tylko dowiedział się o śmierci mentora i przyjaciela, Giovanni ma nieopuszczające go przekonanie, że poeta nie zmarł śmiercią naturalną. Wskazują na to przede wszystkim objawy, np. sine usta zmarłego, przerzedzone włosy etc. Giovanni uważa, że Dante był systematycznie truty arszenikiem.
Czy to prawda? Kto i z jakiego powodu miałby dosypywać truciznę do jedzenia i picia wielkiego poety? Kto chciał go zabić i jaką tajemnicę chciał przez to na zawsze pogrzebać?
Giovanni i córka Dantego rozpoczynają śledztwo. Dokąd ich ono zaprowadzi? Co odkryją? Jaki związek będą miały te odkrycia z samym poeta i jego tytułową sekretną księgą? Czym w ogóle jest owa księga? Jaki ma ona związek z Zakonem Rycerzy?
Tego dowiecie się z książki.
Powieść jest wspaniale napisana. Ogromnym atutem są liczne fakty (zarówno z życia Dantego jak i historii ówczesnej Europy) i ich niezwykle zręczne wplecenie w treść książki. Przykładem mogą być losy Dantego. Poeta ożenił się z Gemmą Donati (która jest jedną z bohaterek powieści) i miał z nią czwórkę dzieci. Najmłodsze z nich, córka Antonia wstąpiła jako dorosła osoba do klasztoru, przybierając imię Beatrycze. I to właśnie córka Dantego (Fioretti używa jej prawdziwego imienia, nie zmienia go, jak niekiedy czynią to pisarze) odegra niebagatelna rolę w rozwiązaniu śmiertelnie niebezpiecznej zagadki.
Mimo bardzo dużej ilości faktów historycznych całość czyta się błyskawicznie. Należy to zawdzięczać niezwykle sprawnemu pióru autora i swoistemu darowi snucia niezwykle barwnych, historycznych opowieści.
Dodatkowym plusem jest aura tajemniczości i ogromna ilość zagadek, które mnożą się niczym przysłowiowe grzyby po deszczu.
Fioretti ukazał w książce wielki talent, który polega nie tylko na snuciu pasjonującej opowieści, ale przede wszystkim na łączeniu fikcji literackiej z faktami historycznymi.
Jednak prawdziwym majstersztykiem i tym co mnie najbardziej urzekło, są opisy XIV-wiecznej Italii, która podzielona na wiele księstw była niezwykle różnorodnym i barwnym tworem.
Sekretna księga Dantego to doskonale napisana powieść, wciągająca, intrygująca, idealnie oddająca klimat epoki. Jestem pewna, że uwiedzie zarówno zwolenników średniowiecznej historii, jak i jej przeciwników. Powieść jest tak samo niebanalna i tajemnicza, jak losy wielkiego ojca włoskiej literatury, Dantego Alighieri.
czwartek, 10 listopada 2016
Florencka gra
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka miękka, 394 s., Moja ocena 4/6
Nie ukrywam, że rozpoczynając lekturę Florenckiej gry liczyłam na coś więcej. Może gdyby nie entuzjastyczne peany na okładce, nie byłabym nastawiona tak krytycznie, nie oczekiwałabym epokowego kryminalnego dzieła. Po raz kolejny potwierdza się teoria, iż wydawcy powinni sobie darować wszystkie ochy i achy przy wprowadzaniu nowego autora na nasz rynek.
Sama fabuła jest ciekawa. Miejscem rozgrywek na linii policja - tajemniczy zabójca jest stolica Toskanii, przepiękna Florencja. Trzeba autorowi przyznać, iż opisane przez niego miasto, wszystkie jego zakamarki, uroki (ale i wady) sprawiają, iż Florencja i tak już rozsławiona na świecie za swój urok, jeszcze zyskuje (o ile to oczywiście możliwe).
Głównym bohaterem jest komisarz Michele Ferrara, mieszkający w przepięknym mieszkaniu ( z magicznym widokiem na rzekę Arno), kochający żonę, celebrujący rodzinne posiłki (ach te opisy toskańskich przysmaków) i dzielnie, nieustraszenie walczący z przestępcami. Tym razem na jego drodze staje psychopatyczny zabójca, który zostawia za sobą krwawe ślady w postaci kolejnych zwłok. Ekipie komisarza wydaje się pewnym, iż ujęcie sprawcy nie sprawi im większego problemu. Sami nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Na drodze staną im bowiem zarówno mafia, jak i religia. Na dodatek sprawa coraz bardziej się gmatwa, ofiar nic absolutnie nie łączy, sam komisarz dostaje na adres domowy grożne anonimy. Co łączy te rzeczy, co maja wspólnego kolejne anonimy z bestialsko mordowanymi ofiarami?
Nic więcej nie napiszę, nie zdradzę wam żadnych szczegółów.
Książkę czyta się dobrze, chociaż nie przeczę, że początek jest lekko...hmmm..ospały, jak toskańska sjesta. Jednak, gdy przez niego przebrniemy (co dzięki bajecznym opisom nie jest trudne) akcja zdecydowanie przyspieszy, aż do (nie ukrywam) zawrotnego finału.
I niby wszystko jest ok, trupy są, psychopata jest, tajemnica jest, waleczny, dzielny komisarz jest, wspaniale tło także, ale czegoś mi brakowało. Nie potrafię się zachwycić, tak jak sugerują to napisy na okładce. Niemniej lekturę książki polecam, bo jest to na prawdę dobry kryminał, tylko moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Dam jednak Giuttariemu jeszcze jedną szansę. Jestem od lat wielbicielką weneckich kryminałów pióra Donny Leon i przyznam się, iż 1. część przygód komisarza Brunettiego nie wprawiła mnie w czytelniczy zachwyt. Obecnie wielbię miłością wielką tę serię. Liczę, iż z komisarzem Ferrarą będzie podobnie.
Nie ukrywam, że rozpoczynając lekturę Florenckiej gry liczyłam na coś więcej. Może gdyby nie entuzjastyczne peany na okładce, nie byłabym nastawiona tak krytycznie, nie oczekiwałabym epokowego kryminalnego dzieła. Po raz kolejny potwierdza się teoria, iż wydawcy powinni sobie darować wszystkie ochy i achy przy wprowadzaniu nowego autora na nasz rynek.
Sama fabuła jest ciekawa. Miejscem rozgrywek na linii policja - tajemniczy zabójca jest stolica Toskanii, przepiękna Florencja. Trzeba autorowi przyznać, iż opisane przez niego miasto, wszystkie jego zakamarki, uroki (ale i wady) sprawiają, iż Florencja i tak już rozsławiona na świecie za swój urok, jeszcze zyskuje (o ile to oczywiście możliwe).
Głównym bohaterem jest komisarz Michele Ferrara, mieszkający w przepięknym mieszkaniu ( z magicznym widokiem na rzekę Arno), kochający żonę, celebrujący rodzinne posiłki (ach te opisy toskańskich przysmaków) i dzielnie, nieustraszenie walczący z przestępcami. Tym razem na jego drodze staje psychopatyczny zabójca, który zostawia za sobą krwawe ślady w postaci kolejnych zwłok. Ekipie komisarza wydaje się pewnym, iż ujęcie sprawcy nie sprawi im większego problemu. Sami nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Na drodze staną im bowiem zarówno mafia, jak i religia. Na dodatek sprawa coraz bardziej się gmatwa, ofiar nic absolutnie nie łączy, sam komisarz dostaje na adres domowy grożne anonimy. Co łączy te rzeczy, co maja wspólnego kolejne anonimy z bestialsko mordowanymi ofiarami?
Nic więcej nie napiszę, nie zdradzę wam żadnych szczegółów.
Książkę czyta się dobrze, chociaż nie przeczę, że początek jest lekko...hmmm..ospały, jak toskańska sjesta. Jednak, gdy przez niego przebrniemy (co dzięki bajecznym opisom nie jest trudne) akcja zdecydowanie przyspieszy, aż do (nie ukrywam) zawrotnego finału.
I niby wszystko jest ok, trupy są, psychopata jest, tajemnica jest, waleczny, dzielny komisarz jest, wspaniale tło także, ale czegoś mi brakowało. Nie potrafię się zachwycić, tak jak sugerują to napisy na okładce. Niemniej lekturę książki polecam, bo jest to na prawdę dobry kryminał, tylko moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Dam jednak Giuttariemu jeszcze jedną szansę. Jestem od lat wielbicielką weneckich kryminałów pióra Donny Leon i przyznam się, iż 1. część przygód komisarza Brunettiego nie wprawiła mnie w czytelniczy zachwyt. Obecnie wielbię miłością wielką tę serię. Liczę, iż z komisarzem Ferrarą będzie podobnie.
poniedziałek, 7 listopada 2016
Owce i pasterz
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Andrea Camilleri to znany także u nas włoski reżyser teatralny oraz pisarz. Jego twórczość literacka, to głównie seria kryminałów z komisarzem Salvo Montalbano w roli głównej. Za sprawą Wydawnictwa Literackiego mamy okazję poznać inną, niekryminalna stronę twórczości włoskiego pisarza.
Owce i pasterze, to doskonale skonstruowana opowieść o historii, która wydarzyła się na prawdę. To historia zamachu na sycylijskiego biskupa i śmierci dziesięciu zakonnic. Akcja rozgrywa się latem 1945 roku.
Wtedy na Sycylii (nie bez kozery kojarzonej do dziś z siedliskiem zbrodni, korupcji i przestępczości) został postrzelony biskup miasteczka Agrigento, Giovanni Battista Peruzzo. Jego jedyną winą (albo zasługą, zależy jak na to spojrzeć) było opowiedzenie się po stronie słabszych, pokrzywdzonych.
Po latach Camilleri pochodzący z Sycylii, doskonale znający tamtejsze realia, rozpoczyna swoiste śledztwo. Jednak ostrzegam tych, którzy ewentualnie w książce tej szukają typowego, rasowego kryminału. Nic z tych rzeczy. jest to raczej dobrze skonstruowana i opowiedziana historia, dalej p[oprowadzone śledztwo, ale idące takim tropem, jaki autorowi książki odpowiada.
Owce i pasterz, to jak dla mnie forma pośrednia pomiędzy opowiadaniem, kryminałem i reportażem z dużą domieszką dokumentu. Całość bardzo ciekawie skonstruowana. Historia nakreślona prostymi zdaniami, postawione wiele pytań, hipotez, często idących bardzo daleko. Nie na wszystkie pytania uzyskujemy odpowiedź. Wiele kwestii Camilleri pozostawia otwartymi.
Niewątpliwie autor próbuje po latach dociec prawdy, ustalić co tak na prawdę wydarzyło się w lipcu 1945 roku na Sycylii. Bowiem postrzelenie biskupa to dopiero początek może nie tyle tajemniczych (bo takie określenie kojarzy mi się z jakimś mistycyzmem, sferą niczym świat duchów) co dziwnych, niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń.
Ogromnym plusem książki jest język, jakim posługuje się włoski pisarz, oszczędność formy, a jednocześnie doskonale ukazany sycylijski świat. Klimaty Sycylii mogą zaskoczyć nawet osoby doskonale znające kontynentalna Italię. Dodatkowo czyni je innymi czas, w którym rozgrywa się cała historia.
Owce i pasterza przeczytałam błyskawicznie. Książka liczy niewiele ponad 100 stron. Camilleri wykonał kawał porządnej roboty. Gorąco zachęcam was do lektury.
Andrea Camilleri to znany także u nas włoski reżyser teatralny oraz pisarz. Jego twórczość literacka, to głównie seria kryminałów z komisarzem Salvo Montalbano w roli głównej. Za sprawą Wydawnictwa Literackiego mamy okazję poznać inną, niekryminalna stronę twórczości włoskiego pisarza.
Owce i pasterze, to doskonale skonstruowana opowieść o historii, która wydarzyła się na prawdę. To historia zamachu na sycylijskiego biskupa i śmierci dziesięciu zakonnic. Akcja rozgrywa się latem 1945 roku.
Wtedy na Sycylii (nie bez kozery kojarzonej do dziś z siedliskiem zbrodni, korupcji i przestępczości) został postrzelony biskup miasteczka Agrigento, Giovanni Battista Peruzzo. Jego jedyną winą (albo zasługą, zależy jak na to spojrzeć) było opowiedzenie się po stronie słabszych, pokrzywdzonych.
Po latach Camilleri pochodzący z Sycylii, doskonale znający tamtejsze realia, rozpoczyna swoiste śledztwo. Jednak ostrzegam tych, którzy ewentualnie w książce tej szukają typowego, rasowego kryminału. Nic z tych rzeczy. jest to raczej dobrze skonstruowana i opowiedziana historia, dalej p[oprowadzone śledztwo, ale idące takim tropem, jaki autorowi książki odpowiada.
Owce i pasterz, to jak dla mnie forma pośrednia pomiędzy opowiadaniem, kryminałem i reportażem z dużą domieszką dokumentu. Całość bardzo ciekawie skonstruowana. Historia nakreślona prostymi zdaniami, postawione wiele pytań, hipotez, często idących bardzo daleko. Nie na wszystkie pytania uzyskujemy odpowiedź. Wiele kwestii Camilleri pozostawia otwartymi.
Niewątpliwie autor próbuje po latach dociec prawdy, ustalić co tak na prawdę wydarzyło się w lipcu 1945 roku na Sycylii. Bowiem postrzelenie biskupa to dopiero początek może nie tyle tajemniczych (bo takie określenie kojarzy mi się z jakimś mistycyzmem, sferą niczym świat duchów) co dziwnych, niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń.
Ogromnym plusem książki jest język, jakim posługuje się włoski pisarz, oszczędność formy, a jednocześnie doskonale ukazany sycylijski świat. Klimaty Sycylii mogą zaskoczyć nawet osoby doskonale znające kontynentalna Italię. Dodatkowo czyni je innymi czas, w którym rozgrywa się cała historia.
Owce i pasterza przeczytałam błyskawicznie. Książka liczy niewiele ponad 100 stron. Camilleri wykonał kawał porządnej roboty. Gorąco zachęcam was do lektury.
sobota, 5 listopada 2016
Cicha fala - Gianrico Carofiglio
Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Sednem, osią książki jest przede wszystkim wypalony, dojrzały policjant, który kilka miesięcy po traumatycznych przeżyciach dochodzi do siebie. 2 razy w tygodniu odwiedza psychoanalityka, zmniejsza dawki leków, powoli zaczyna cieszyć się prostymi rzeczami. W takim momencie poznajemy Roberta, oficera carabinieri.
Krok po kroku śledzimy wydarzenia, które doprowadziły męźczyznę na skraj załamania, poznajemy jego życie z okresu przed punktem zero, czyli swoistym zapalnikiem, który wywołał traumę, śledzimy to co się z bohaterem dzieje teraz.
Krok po kroku śledzimy także wydarzenia, za przyczyną których Robert wplątuje się w przedziwną, ale i groźną historię. Do tego dochodzi tajemnicza, intrygująca kobieta z reklam i 12-letni chłopiec, którego sny są niesamowicie realne, ale i groźne. Co tę trójkę łączy? Czy w ogóle coś ich łączy?
Prawdziwie mroczna, w stylu noir historia. Z tym, że od razu zaznaczam, nie jest to kryminał.
No przynajmniej nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Owszem wątek kryminalny, zbrodnia występują, ale nie w taki sposób, jak to sobie wyobraża przeciętny czytelnik.
Osią tej książki jest postać Roberta, doświadczonego carabinieri, człowieka po traumie, na rozdrożu. To na nim bazuje autor, a cała dalsza opowieść jest tylko dodatkiem (choć nie ukrywam, niezwykle zręcznym) do zaprezentowania podżwigania się człowieka z nieomal dna, wychodzenia z mroku na prostą.
Czyli cała akcja rozgrywa się wokół człowieka, którego pewnego dnia kolega policjant znajduje siedzącego przy biurku z pistoletem w ustach. Policjant opowiada, iż zastanawiał się wtedy, czy jeżeli strzeli sobie w głowę z bliska, naprawdę nie poczuje bólu, czy wtedy wszystko się skończy?! Czy gdy go znajdą, będzie leżał we własnych odchodach, jak zwłoki zamordowanych, które widział tyle razy. Czy instynktowny i nagły lęk przed śmiercią okazałby się wolniejszy niż nabój Parabellum kalibru dziewięć milimetrów, który miałby przeszyć jego mózg i roztrzaskać czaszkę.
Carofiglio ma dar oddawania mrocznej atmosfery, stopniowania napięcia, pokazywania dramatu jednostki. W tej książce stanął pod tym względem na wysokości zadania.
Brak w Cichej fali szybkiej akcji, brak pościgów, strzelanin. Jeżeli tego szukacie, to nie jest z pewnością książka dla was. Jest za to opowiedziana krótkimi rozdziałami (niczym migawkami filmu) sylwetka człowieka, jego praca w zasadzie u podstaw o odzyskanie życia i chęci do czegokolwiek, jest przemiana i walka z własnym wnętrzem i tym co dzieje się w koło.
Jeżeli lubicie dobrą, zaskakującą prozę, cenicie mocne rysy postaci, lubicie gdy nieomal osnuwa was niczym całunem mroczne napięcie, Cicha fala z pewnością przypadnie wam do gustu. Tematyka mocno psychologiczna, momentami nawet filozoficzna z wątkiem kryminalnym w tle.
Sednem, osią książki jest przede wszystkim wypalony, dojrzały policjant, który kilka miesięcy po traumatycznych przeżyciach dochodzi do siebie. 2 razy w tygodniu odwiedza psychoanalityka, zmniejsza dawki leków, powoli zaczyna cieszyć się prostymi rzeczami. W takim momencie poznajemy Roberta, oficera carabinieri.
Krok po kroku śledzimy wydarzenia, które doprowadziły męźczyznę na skraj załamania, poznajemy jego życie z okresu przed punktem zero, czyli swoistym zapalnikiem, który wywołał traumę, śledzimy to co się z bohaterem dzieje teraz.
Krok po kroku śledzimy także wydarzenia, za przyczyną których Robert wplątuje się w przedziwną, ale i groźną historię. Do tego dochodzi tajemnicza, intrygująca kobieta z reklam i 12-letni chłopiec, którego sny są niesamowicie realne, ale i groźne. Co tę trójkę łączy? Czy w ogóle coś ich łączy?
Prawdziwie mroczna, w stylu noir historia. Z tym, że od razu zaznaczam, nie jest to kryminał.
No przynajmniej nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Owszem wątek kryminalny, zbrodnia występują, ale nie w taki sposób, jak to sobie wyobraża przeciętny czytelnik.
Osią tej książki jest postać Roberta, doświadczonego carabinieri, człowieka po traumie, na rozdrożu. To na nim bazuje autor, a cała dalsza opowieść jest tylko dodatkiem (choć nie ukrywam, niezwykle zręcznym) do zaprezentowania podżwigania się człowieka z nieomal dna, wychodzenia z mroku na prostą.
Czyli cała akcja rozgrywa się wokół człowieka, którego pewnego dnia kolega policjant znajduje siedzącego przy biurku z pistoletem w ustach. Policjant opowiada, iż zastanawiał się wtedy, czy jeżeli strzeli sobie w głowę z bliska, naprawdę nie poczuje bólu, czy wtedy wszystko się skończy?! Czy gdy go znajdą, będzie leżał we własnych odchodach, jak zwłoki zamordowanych, które widział tyle razy. Czy instynktowny i nagły lęk przed śmiercią okazałby się wolniejszy niż nabój Parabellum kalibru dziewięć milimetrów, który miałby przeszyć jego mózg i roztrzaskać czaszkę.
Carofiglio ma dar oddawania mrocznej atmosfery, stopniowania napięcia, pokazywania dramatu jednostki. W tej książce stanął pod tym względem na wysokości zadania.
Brak w Cichej fali szybkiej akcji, brak pościgów, strzelanin. Jeżeli tego szukacie, to nie jest z pewnością książka dla was. Jest za to opowiedziana krótkimi rozdziałami (niczym migawkami filmu) sylwetka człowieka, jego praca w zasadzie u podstaw o odzyskanie życia i chęci do czegokolwiek, jest przemiana i walka z własnym wnętrzem i tym co dzieje się w koło.
Jeżeli lubicie dobrą, zaskakującą prozę, cenicie mocne rysy postaci, lubicie gdy nieomal osnuwa was niczym całunem mroczne napięcie, Cicha fala z pewnością przypadnie wam do gustu. Tematyka mocno psychologiczna, momentami nawet filozoficzna z wątkiem kryminalnym w tle.
czwartek, 3 listopada 2016
Carnivia- Rozgrzeszenie
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 5,5/6
Carnivia - Rozgrzeszenie, to trzecia część doskonałej trylogii. Niecierpliwie czekałam na finałowy tom. Poprzednie dwie części trylogii bardzo przypadły mi do gustu z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze były to świetnie napisane książki, których lektura wciągała od pierwszej strony, a po drugie - uwielbiam Wenecję, a w obu tomach opisy miasta są niezwykle ważnym elementem fabuły.
Akcja tego (ku mojemu ubolewaniu) ostatniego tomu ponownie toczy się równolegle w dwóch Wenecjach: rzeczywistej i wirtualnej.
Carnivia.com to wirtualny świat, który jest wierną kopią rzeczywistego miasta na wodzie. Co ciekawe obie Wenecje istnieją równolegle, w obu można znaleźć się w każdej chwili.
Tym razem śledztwa prowadzi równolegle trójka głównych bohaterów - wenecka oficer carabinieri, twórca carnivia.com i amerykańska oficer wojskowa. Na pierwszy rzut oka nie mają one ze sobą nic wspólnego, ale to tylko pozory.
Nie będę nakreślać fabuły, nawet w zarysie. Nie ma to po prostu sensu. Śledztwa są skomplikowane, drobiazgowo opisane i w trakcie lektury należy im poświęcić sporo uwagi. Co zatem mogłabym o nich napisać w takiej notatce? Niewiele. W związku z tym postanowiłam fabuły nie nakreślać w ogóle. Chciałabym was tylko zachęcić do lektury całej trylogii. Naprawdę warto.
Muszę przyznać, iż finałowy tom trylogii jest najbardziej spektakularny jeżeli chodzi o literackie efekty specjalne, pomysłowość autora, ale także wymaga największej uwagi jeżeli chodzi o prowadzone dochodzenie. Sam finał, w którym autor przedstawia misterną, wielce skomplikowaną fikcyjną intrygę jest świetny, doskonale nakreślony i niebywale realistyczny. Jestem przekonana, iż większość czytelników po zakończeniu lektury tego tomu porządnie się zastanowi ile w intrydze i dowodach zebranych w trakcie śledztw jest prawdy, a ile fikcji.
Jonathan Holt po raz kolejny mnie porwał. Przede wszystkim zachwyca mnie doskonale oddany klimat Wenecji, miasta które uwielbiam i przynajmniej raz w roku staram się odwiedzić. Poza tym ciekawie skonstruowane śledztwa, niesamowita intryga, szybka akcja i wielokrotne zwroty fabuły. I oczywiście bohaterowie, ciekawi, niejednoznaczni, bardzo barwni.
Szkoda, że to już koniec przygód z Carnivią. Chociaż może to i dobrze... Gdyby autor kontynuował serię, w pewnym momencie istniałoby ryzyko znudzenia albo wręcz przekombinowania, pójścia na ilość nie na jakość. A tak Holt zostawił po sobie doskonałe wrażenie. Czekam niecierpliwie na nowe książki Jonathana Holta. Mam też nadzieję, że ktoś pokusi się o filmową adaptację wszystkich trzech tomów. Przy dobrym scenarzyście i reżyserze wyszedłby świetny film, ew. serial.
Carnivia - Rozgrzeszenie, to trzecia część doskonałej trylogii. Niecierpliwie czekałam na finałowy tom. Poprzednie dwie części trylogii bardzo przypadły mi do gustu z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze były to świetnie napisane książki, których lektura wciągała od pierwszej strony, a po drugie - uwielbiam Wenecję, a w obu tomach opisy miasta są niezwykle ważnym elementem fabuły.
Akcja tego (ku mojemu ubolewaniu) ostatniego tomu ponownie toczy się równolegle w dwóch Wenecjach: rzeczywistej i wirtualnej.
Carnivia.com to wirtualny świat, który jest wierną kopią rzeczywistego miasta na wodzie. Co ciekawe obie Wenecje istnieją równolegle, w obu można znaleźć się w każdej chwili.
Tym razem śledztwa prowadzi równolegle trójka głównych bohaterów - wenecka oficer carabinieri, twórca carnivia.com i amerykańska oficer wojskowa. Na pierwszy rzut oka nie mają one ze sobą nic wspólnego, ale to tylko pozory.
Nie będę nakreślać fabuły, nawet w zarysie. Nie ma to po prostu sensu. Śledztwa są skomplikowane, drobiazgowo opisane i w trakcie lektury należy im poświęcić sporo uwagi. Co zatem mogłabym o nich napisać w takiej notatce? Niewiele. W związku z tym postanowiłam fabuły nie nakreślać w ogóle. Chciałabym was tylko zachęcić do lektury całej trylogii. Naprawdę warto.
Muszę przyznać, iż finałowy tom trylogii jest najbardziej spektakularny jeżeli chodzi o literackie efekty specjalne, pomysłowość autora, ale także wymaga największej uwagi jeżeli chodzi o prowadzone dochodzenie. Sam finał, w którym autor przedstawia misterną, wielce skomplikowaną fikcyjną intrygę jest świetny, doskonale nakreślony i niebywale realistyczny. Jestem przekonana, iż większość czytelników po zakończeniu lektury tego tomu porządnie się zastanowi ile w intrydze i dowodach zebranych w trakcie śledztw jest prawdy, a ile fikcji.
Jonathan Holt po raz kolejny mnie porwał. Przede wszystkim zachwyca mnie doskonale oddany klimat Wenecji, miasta które uwielbiam i przynajmniej raz w roku staram się odwiedzić. Poza tym ciekawie skonstruowane śledztwa, niesamowita intryga, szybka akcja i wielokrotne zwroty fabuły. I oczywiście bohaterowie, ciekawi, niejednoznaczni, bardzo barwni.
Szkoda, że to już koniec przygód z Carnivią. Chociaż może to i dobrze... Gdyby autor kontynuował serię, w pewnym momencie istniałoby ryzyko znudzenia albo wręcz przekombinowania, pójścia na ilość nie na jakość. A tak Holt zostawił po sobie doskonałe wrażenie. Czekam niecierpliwie na nowe książki Jonathana Holta. Mam też nadzieję, że ktoś pokusi się o filmową adaptację wszystkich trzech tomów. Przy dobrym scenarzyście i reżyserze wyszedłby świetny film, ew. serial.
piątek, 16 września 2016
Za dużo słońca Toskanii. Opowieści o Chianti, Dario Castagno
Do kupienia tej książki skłoniła mnie przepiękna okładka, nazwa
mojego ulubionego wina w tytule oraz poniższy cytat umieszczony na
obwolucie:
Dario Castagno popełnił świetną ksiażkę, która zabiera nas w pełną
anegdot i historii wędrówkę po Chianti. A dodać trzeba, że autor wie, o
czym pisze, gdyż od ponad dwunastu lat pracuje jako przewodnik turystów
indywidualnych po regionie.
Zbeletryzowany dziennik zawiera wiele zabawnych historyjek, stawiających jego amerykańskich klientów w nie najlepszym świetle, liczne elementy autobiograficzne oraz wiele informacji o historii, kulturze i tradycjach regionu. Podczas lektury poznajemy wiele nietuzinkowych osób, odkrywamy różne tajemnice wina i toskańskiej kuchni oraz uświadamiamy sobie ogrom różnic kulturowych dzielących mieszkańców USA i Europy. A wszystko podane pięknym językiem i okraszone samokrytycznymi uwagami autora i jego niebywałym poczuciem humoru. Nie znajdziemy w tej książce opisu trudów tworzenia winnicy czy renowacji starych domostw. Jej atutem jest fachowa wiedza eksperta podparta miłością autora do swojej małej ojczyzny.
Wspaniała lektura, którą serdecznie polecam!
"Czasem odnoszę wrażenie, że wystarczy w
tytule książki umieścić słowo "Toskania", żeby edycja natychmiast
otrzymała przepustkę do amerykańskich list bestsellerów. Pamiętając o
tym i nie lekceważąc tych pisarzy, którzy pisali przede mną, skromnie
sugeruję, że przyszedł już czas, aby autentyczny Toskańczyk też włączył
się do współzawodnictwa. Napisałem więc książkę z dokładnie
przeciwnego punktu widzenia: rodowitego Toskańczyka opisującego coraz
większą falę rozentuzjazmowanych Amerykanów, lądujących na jego własnym
przyczółku"
Zbeletryzowany dziennik zawiera wiele zabawnych historyjek, stawiających jego amerykańskich klientów w nie najlepszym świetle, liczne elementy autobiograficzne oraz wiele informacji o historii, kulturze i tradycjach regionu. Podczas lektury poznajemy wiele nietuzinkowych osób, odkrywamy różne tajemnice wina i toskańskiej kuchni oraz uświadamiamy sobie ogrom różnic kulturowych dzielących mieszkańców USA i Europy. A wszystko podane pięknym językiem i okraszone samokrytycznymi uwagami autora i jego niebywałym poczuciem humoru. Nie znajdziemy w tej książce opisu trudów tworzenia winnicy czy renowacji starych domostw. Jej atutem jest fachowa wiedza eksperta podparta miłością autora do swojej małej ojczyzny.
Wspaniała lektura, którą serdecznie polecam!
Na zakończenie jeszcze jeden cytat:
"Moje ulubione pytanie pochodzi od klienta, który, przeglądając mapę Włoch podczas wyprawy na wieś, zapytał, czy kangurom udaje się przeskoczyć granicę. Przez dłuższą chwilę nie mogłem się zorientować, o co mu chodzi, więc odpowiedziałem, że z pewnością żadnych kangurów nie zobaczymy. Dopiero składając mapę pozostawioną na tylnym siedzeniu, zauważyłem, że pomyliła mu się sąsiadująca z nami Austria z innym krajem, położonym o wiele dalej." (str. 186)
"Moje ulubione pytanie pochodzi od klienta, który, przeglądając mapę Włoch podczas wyprawy na wieś, zapytał, czy kangurom udaje się przeskoczyć granicę. Przez dłuższą chwilę nie mogłem się zorientować, o co mu chodzi, więc odpowiedziałem, że z pewnością żadnych kangurów nie zobaczymy. Dopiero składając mapę pozostawioną na tylnym siedzeniu, zauważyłem, że pomyliła mu się sąsiadująca z nami Austria z innym krajem, położonym o wiele dalej." (str. 186)
Subskrybuj:
Posty (Atom)