środa, 31 sierpnia 2016

Rzymska przepowiednia - Jon Trace

Wydawnictwo Hachette, Moja ocena 5,5/6
Kolejne spotkanie z byłym księdzem Tomem Schamanem i piękną włoską policjantką Valentiną Morassi. Początek ich znajomości autor opisał w Spisku weneckim, który recenzowałam o tutaj!!!
Akcja Rzymskiej przepowiedni rozgrywa się kilka miesięcy po wydarzeniach, które miały miejsce w Wenecji. Policyjna góra doceniła osiągnięcia Valentiny opisane w Spisku weneckim i dziewczyna dostała awans na kapitana carabinieri, jest najmłodszą (29-letnią) i najładniejszą pania kapitan w szeregach tej formacji. Z kolei Tom tułał się trochę po Europie, podejmował różne prace, dorabiał nawet jako Pluto w paryskim Disneylandzie, aż otrzymuje zaproszenie od Valentiny i udaje się do Rzymu. Zanim jednak wyląduje w Wiecznym Mieście, ma tam miejsce wydarzenie, które w znacznej mierze zdeterminuje przebieg najbliższych dni. W przedsionku rzymskiej bazyliki Santa Maria in Cosmedin przy słynnych Ustach Prawdy zostaje znaleziona odcięta ludzka dłoń. Tak sobie po prostu ta dłoń leży. Rzymska policja zostaje postawiona w stan gotowości. Niebawem na ulicy zostaje aresztowana piękna, młoda zakrwawiona kobieta, która twierdzi, że jest starożytną wieszczką, uciekającą przed złowrogą mocą...Kasandrą.
A Usta Prawdy pojawią się w książce jeszcze kilkakrotnie. Bocca della Verità to okrągły, marmurowy medalion, o średnicy ok. 175 cm, przedstawiający oblicze brodatego bóstwa. Istnieje wiele teorii na temat jego pochodzenia i funkcji. Jego wiek szacowany jest na ponad 2000 lat. Uważa się, m.in. że medalion mógł być przykrywą zbiornika na wodę, częścią fontanny lub też służyć jako pokrywa wejścia do antycznego wodociągu. Wg legendy, rzeźba pełniła funkcję wykrywacza kłamstw – podejrzany wkładał dłoń w usta, które miały zamykać się, odgryzając kończynę, gdy osoba mówiła nieprawdę.
Tom wraz z Valentiną starają się rozwiązać mroczną zagadkę. Jednak będzie to trudniejsze niż się mogło z początku wydawać. Ktoś podkłada ogień w mieszkaniu Valentiny i Tom ledwo uchodzi z życiem. Na skutek intryg przełożonego policjantka wraz ze współpracownikiem zostaje zawieszona. Mimo to Valentina wraz z Tomem nadal prowadzi prywatne śledztwo.
W międzyczasie znajdują specyficznie okaleczone zwłoki tuż nad brzegiem Tybru. Przy czym ku ich zdziwieniu okazuje się, że krew z ubrania rzekomej Kasandry to zupełnie inna krew niż ta z odciętej ręki, czy znalezionych zwłok. Wszystko coraz bardziej się gmatwa, wszystkie poszlaki nawzajem się wykluczają.
Na dodatek okazuje się, że kobieta podająca się za Kasandrę cierpi na rozdwojenie jażni.
A to tylko początek. Wpadają na trop czegoś, czego z początku nie potrafią ogarnąć, a czego korzenie sięgają 2000 lat wstecz, złotego okresu antycznego Rzymu. To jednak dopiero czubek góry lodowej, zła z którym muszą się zmierzyć, na prawdę wielkiego zła.
Ich przeciwnicy okażą się potężniejsi i bardziej szaleni niż się obojgu wydawało, a kryją się w cieniach rzymskich kościołów i gabinetach władzy.
Tymczasem ktoś odtwarza kolejne okrutne legendy z przeszłości miasta, pojawiają się kolejne trupy, zagrożenie wzrasta.
Razem z Tomem i Valentiną tropimy krwawe tajemnice sprzed wieków, spiski, wędrujemy między najwspanialszymi budowlami Wiecznego Miasta, walczymy na gotyckich placach, w majestatycznych katedrach i posępnych katakumbach Rzymu. A tempo akcji nie spada nawet o odrobinę.
Zakończenie jest zaskakujące i niezwykle smutne, okaże się bowiem, że antyczny kult służył do wyjątkowo obrzydliwych praktyk.
Więcej nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po książkę.
Bardzo podobała mi się I część cyklu o Tomie Schamanie i Valentinie Morassi, Spisek wenecki. Śmiało jednak mogę napisać, że Rzymska przepowiednia jest jeszcze lepsza. Mam nadzieję, że to nie koniec serii i z każdą kolejną książką będzie jeszcze lepiej.
Bohaterowie są sympatyczni, inteligentni. W trzon głównej akcji wplecione są odniesienia do okresu antycznego (w przypadku Spisku weneckiego byli to Etruskowie, teraz mamy okres antycznego Rzymu), przy czym historia jest tak zaserwowana, że nikogo nie znudzi, autor bardzo umiejętnie wplata co bardziej intrygujące wątki rzymskiej historii w treść książki i potrafi zbrodnie i przepowiednie antyczne przenieść na grunt XXI w. Napięcie nie spada ani przez moment. Do tego opis wspaniałego miasta, jakim jest Rzym + niebanalne zakończenie. Czego chcieć więcej? Tylko czasu na czytanie:)
Zachęcam do sięgnięcia po obie części przygód Toma i Valentiny, gdyby jednak najpierw trafiła do was Rzymska przepowiednia, śmiało czytajcie, w książce znajdziecie sporo przypomnień i nawiązań do zdarzeń ze Spisku weneckiego, na pewno nie poczujecie się zagubieni.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Rzymski poranek - Virginia Baily

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Doskonała, niezwykle klimatyczna książka. Chociaż nie ukrywam, autorka wiele razy zaskoczyła mnie. Najbardziej chyba nieszablonowym poprowadzeniem akcji, zupełnie różnym od tego, jakiego oczekiwałam.
Fabuła toczy się dwutorowo - w 1943 roku, gdy mieszkanka Rzymu ratuje z łapanki żydowskiego chłopca i kilkadziesiąt lat póżniej, także w dużej mierze w Rzymie, gdy na jaw wychodzą kolejne tajemnice powiązane m.in. z wydarzeniami z okresu wojny. Obie historie splatają się ze sobą i to nie tylko za sprawą głównych bohaterów.
Czasami przeskoki w fabule (jeden rozdział opowiada o tym co teraz, drugi o tym co było etc) są prowadzone chaotycznie, mało spójnie. Victoria Baily poradziła sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Każdy rozdział jest jakby nawiązaniem do poprzedniego, a jego zakończenie idealnie przechodzi w rozdział kolejny. Dzięki temu książkę czyta się płynnie i z wielka przyjemnością.
Rzymski poranek przypomina trochę patchwork, albo puzzle, jak kto woli. Żaden fragment historii nie jest opowiedziany ot tak wprost, jak byśmy tego oczekiwali. Owszem, historia jest nakreślona wyraźnie, ale stanowi ona szkielet, na którym snuta jest dalsza opowieść, poskładana z fragmentów, których sensu i połączenia często musimy sami się doszukać.
Trudno cokolwiek więcej napisać o książce. Fabuły ze względu na jej wielotorowość, liczne niuanse nie da się streścić, a i nie miało by to żadnego sensu. Odebrałabym bym wam tym samym radość lektury i spora niespodziankę wynikającą z tego, jak autorka poprowadziła całą akcję.
Rzymski poranek to książka, w której zanurzyłam się całkowicie i mimo sporej objętości (400 stron) pochłonęłam ją błyskawicznie.
To opowieść o losach kilkorga ludzi, w których życie wtargnęły wielka historia i zagłada. To opowieść o tym, jak każde z nich sobie z wyzwaniem rzuconym przez los poradziło, a także jak potężną siłą są: miłość, wybaczenie, nadzieja, odwaga i przeznaczenie.
Dodatkowym bonusem są opisy Rzymu, tego z okresu II wojny światowej jak i lat 70. XX wieku, rzadko spotykane w literaturze. Wszystkie włoskie opisy nakreślone są niezwykle plastycznie, wspaniałym, rzadko spotykanym w książkach językiem.
Gorąco zachęcam do lektury.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Jestem tu od wieków, Mariolina Venezia

Widniejąca na okładce podobizna małej dziewczynki o szelmowskim spojrzeniu i szerokim uśmiechu przyciąga jak magnes. Siedząca obok niej starsza kobieta stanowi przeciwwagę dla jej młodości i radości. To zdjęcie stanowi idalną kwintesencję powieści Jestem tu od wieków - książki niezwykle kobiecej.
W pozytywnym tego słowa znaczeniu ;)

W swojej powieści Mariolina Venezia zabiera czytelnika w podróż na włoską prowincję, a dokładnie na samo południe Włoch, do Apulii. To właśnie tam, w niewielkim miasteczku Grottole, mieszkał Francesco Falcone, protoplasta rodu niezwykłych kobiet, których losy, począwszy od roku 1861 wypełniają strony powieści. A ta snuje się niespiesznie, pełna plotek i pogłosek, wypełniona wrzaskiem dzieci i gadaniem kobiet. A tych jest mnóstwo: plotkarek, zdrajczyń, dziewic, puszczalskich, matek i córek, ciotek i kuzynek. Pod koniec można łatwo stracić rachubę i pomieszać Albę z Albiną albo Candidę z Cleilą.

Książka pozbawiona jest dialogów, swoją strukturą przypomina babskie opowieści toczone w kuchni przy gotowaniu albo pracach ręcznych. Kobiece problemy, troski i kłótnie: o mężczyzn, o dzieci, o pozycję w stadzie. Między nie wpleciona historia Włoch ostatniego stulecia, zmiany społeczne i rozwój państwa. Motyw emigracji do Ameryki, kwestia zacofania i biedy panująca na południu to tylko niektóre tematy poruszone przez autorkę.

Ciekawy wydał mi się fakt, że ograniczony sposób myślenia, wiara w zabobony, silny patriarchat i zacofanie charakterystyczne dla południa Włoch łatwo można porównać z problemami w niektórych regionach Polski. Mimo dystansu mierzącego ponad tysiąc kilometrów i sporych różnic kulturowych, pewne cechy wydają się łączyć Grottole i Pcim.

Książka ta wyśmienicie nadaje się na urlop we Włoszech. Niezbyt absorbująca, a jednocześnie na tyle ciekawa, by wciągnąć czytelnika. Napisana poetyckim językiem i bardzo włoska.

środa, 24 sierpnia 2016

Złote jajo - Donna Leon

Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Od lat jestem wielką fanką prozy Donny Leon i serii o weneckim komisarzu Guido Brunettim.
Złote jajo, to kryminał łączący w sobie cechy powieści społecznej, psychologicznej, obyczajowej, wątki moralizatorskie oraz elementy...przewodnika turystycznego po mieście kanałów i książki kucharskiej. Podczas lektury nieodmiennie za każdym razem leci mi ślinka, gdy czytam o tym co Paola (żona komisarza) przygotowuje na obiad, czy kolację, o tym co on na szybko zjada w ramach przekąski w tratoriach... Uwielbiam włoską kuchnię.
Nie będę opisywać fabuły, nawet w skrócie, nie ma to sensu.
Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury, a po drugie dochodzenie, które prowadzi Brunetti wraz ze współpracownikami jest tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej.
Po raz kolejny pisarka nie raczy nas klasycznym kryminałem. Co prawda mamy trupa, mamy zagadkę, ale w książce brak efektownych scen, intryga kryminalna nie zaskakuje zbytnio.
Mimo to Złote jajo bardzo mocno trzyma w napięciu, a osobom wrażliwym na los jaki jedna ludzka istota może zgotować drugiej będącej tą najbliższą, wyciśnie niejedną łzę z oczu i z pewnością poruszy.
Gdy skończyłam czytać zadumałam się na dłuższą chwilę. Leon ma dar poruszania najbardziej drażliwych dla społeczeństwa włoskiego tematów, często takich, które Włosi wypierają ze świadomości, ew. chcieliby ukryć przed światem. Dotyczy to zarówno kwestii światopoglądowych, skorumpowania i bezsensu urzędniczej machiny Włoch (co realnie można odnieść do innych krajów, także Polski) jak i zanieczyszczenia środowiska, hodowania zwierząt na zmodyfikowanych paszach i zysków, jakie są nielegalnie z tego czerpane, nadmiernej biurokracji, korupcji, oszustw podatkowych etc.
W każdej książce jest to inny temat. O co chodzi w najnowszym tomie? Tego nie ujawnię, gdyż napisanie choćby 2-3 słów o tym zdradziłoby zbyt wiele z fabuły.
Złote jajo to ponownie dobry kryminał, ale także spojrzenie na ludzkie istoty (często trudno nazwać je ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu), ukazanie najprymitywniejszych postaw, żądzy.
To także możliwość odwiedzenia Wenecji, poznania tego wspaniałego miasta niejako "od kuchni" oraz niezwykle inteligentna rozrywka.
To moja kolekcja kryminałów Donny Leon

Napisałam "inteligentna rozrywka" ponieważ cała rodzina komisarza Brunettiego będącego kluczową postacią serii, nie szczędzi nam rozmów na wysokim poziomie, inteligentnych żartów, cytatów z ciekawych lektur (często z klasyki antycznej) etc.
Po raz kolejny jestem zachwycona, ale i zasmucona, iż kolejny tom już za mną:(.
Niezmiennie zachęcam do lektury całej serii o komisarzu Guido Brunettim. Jednak ostrzegam, nie jest to lektura dla wszystkich. To pozycje, dla tych, którzy pod poza kryminałem oczekują czegoś więcej, lubią pomyśleć nie tylko nad zagadką kryminalną, ale także nad problemami otaczającego nas świata.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Weneckie lato - Nicky Pellegrino

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Zawsze sięgam po lektury, których tytuł lub fabuła powiązane są z Italią. Czasami są to lekkie czytadła, czasami pozycje popularno naukowe, a czasami mądre książki, o życiu, zmuszające do przemyślenia kilku spraw.
Weneckie lato to zdecydowanie lektura tego ostatniego rodzaju. Co ciekawsze, książka skrywająca się za beztroską z pozoru okładką okazała się mądrą, poruszającą opowieścią.
Na przykładzie głównej bohaterki, Addoloraty Martinelli, Nicky Pelelgrino ukazuje życie, które jest udziałem wielu z nas. To, iż tak wiele kobiet będzie mogło utożsamiać się z z postacią wykreowaną na kartach książki to jej ogromny atut.
Adolorata z pozoru ma wszystko - rodzinę, pracę, która ja pochłania, przyjaciół. Wydaje się więc, że do szczęścia nic jej nie brakuje. Ale to jednak tylko pozory. Po wspólnie przeżytych latach mąż nie jest już tak samo atrakcyjny, jak dawniej, kontakt z córką pozostawia także wiele do życzenia. Do tego dochodzi zmęczenie pracą, wręcz wypalenie, brak czasu wolnego, nerwowość, chaos w zakresie zwyczajnych, codziennych spraw. Znamy to? Oj wiele z nas zna i to zbyt dobrze.
Pewnego dnia Adolorata stwierdza, że tak dłużej nie da się żyć i postanawia coś zmienić. Tą zmianą jest udanie się w zupełnie nie planowaną podróż do Wenecji, miasta magii, czaru, tajemnicy, miłości, piękna. Czy ta podróż sprawi, iż bohaterka poradzi sobie sama z sobą, poradzi sobie z życiem? Czy wenecka przygoda odmieni na lepsze jej życie? Czym zaowocują zawarte w tym mieście znajomości?
Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w książce, do lektury której gorąco zachęcam. Weneckie lato jest idealne nie tylko na tegoroczne lato.
I choć fabuła brzmi może banalnie (bo ile już było książek o nagłej podróży, zmianie życia etc..) to książka z pewnością ma w sobie to coś, coś co chwyta za serce i zmusza do refleksji, chwili zadumy nad własnym życiem, nad tym, jaką drogą się podąża, czy coś nas nie omija.
Nicky Pellegrino udało się stworzyć doskonałą powieść o życiu, jego blaskach, cieniach, o tym co naprawdę się liczy, o przemijaniu i godzeniu się z nim, o łapaniu szczęścia za przysłowiowe nogi, o tym, że życie jest tylko jedno.
Ogromnym plusem książki są liczne, niezwykle klimatyczne opisy Wenecji:). Polecam.